Jum’ah znaczy piątek czyli dzień z życia Kataru

Ponieważ siedzimy zamknięci w domach pomyślałam, że może będziecie mieli ochotę coś poczytać. Jeśli chcecie poczuć zapach Bliskiego Wschodu i dotknąć jego tajemnic zapraszam do lektury artykułu o Katarze –  kraju, który dla mojej rodziny był domem. W sam raz na oderwanie się wieczorami od smutnej rzeczywistości.

Blog_5

„Fadżr i Noura prosi o Eda Sheerana i Jeff prosi o Eda Sheerana, Sheikha i Arlene też proszą o Eda Sheerana. Wszyscy lubią Eda Sheerana. Tylko ja nie lubię Eda Sheerana i dlatego go nie zagram”.

Elias zaczyna swoją audycję o poranku w ostatniej anglojęzycznej stacji radiowej w Dosze.

W Katarze wschodzi słońce. O tej porze roku nikogo specjalnie to nie cieszy. Już o świcie jest ponad 30 stopni. W ciągu dnia temperatura wzrośnie do 50. Nie są potrzebne żadne prognozy pogody. Nie będzie inaczej. Po prostu codziennie latem tak jest i dziś też tak będzie.

🕌Ali leci do Francji🕌

Ali po porannej modlitwie wychodzi z meczetu. Gratuluje sobie, że wybrał właśnie ten. Ominie go odwieczny problem poszukiwania sandałów. Częścią tradycyjnego katarskiego stroju męskiego są sandały bez pięt. Model dość standardowy, kolorów jest kilka, ale zasadniczo ograniczają się do biało-brązowo-szarej palety.

Łatwo sobie wyobrazić setki takich par pozostawionych pod meczetem przed modlitwą. Jak potem znaleźć swoje? Niełatwe zadanie, czasochłonne, ostatecznie czasem zwieńczone koniecznością oddalenia się w cudzym obuwiu.

Stąd maszyny do sandałów w nowoczesnych meczetach. Człowiek wrzuca sandały do automatu, on je spina taśmą, wkłada do odpowiedniej przegródki i wydaje numerek. Po modlitwie wystarczy wrzucić numerek i odebrać swoje obuwie. Co za ulga.

Jest piątek, zaczyna się weekend, który to fakt nie ma dla Alego specjalnego znaczenia. Jako Katarczyk, właściciel kilku firm wpada do nich od czasu do czasu, żeby załatwić ważne sprawy. Odbywa biznesowe rozmowy na całym świecie.

Poza tym jest panem własnego czasu. Dziś jeszcze prywatnym samolotem wraca na Lazurowe Wybrzeże, gdzie ma swoją willę i gdzie spędza zbyt gorące na Bliskim Wschodzie lato. Żałuje, że jego ulubiona żona – Sara nie może mu towarzyszyć. Jest w zarządzie katarskiego holdingu inwestycyjnego i właśnie kończy projekt przejęcia sieci hoteli w Stanach Zjednoczonych. Zapowiedziała mu więc, że ma lecieć sam z dziećmi, a ona dołączy po zamknięciu transakcji.

Ali nie jest z tego zbyt zadowolony, bo to zawsze Sara zarządzała armią niań, kucharzy i pomocy domowych. On dopilnowywał tylko prywatnych kierowców. Teraz, do przyjazdu żony, wszystko będzie na jego głowie.

Dziś piątek, dzień który Katarczycy tradycyjnie poświęcają rodzinie. Ali spotka się więc jeszcze przed wylotem z rodzicami, dziadkami, licznymi braćmi i siostrami z dziećmi, kuzynostwem z rodzinami, wujami i ciotkami. Samych tych, którzy z jakichś powodów są akurat w Dosze, uzbiera się z kilkadziesiąt osób.

Jak zawsze będzie głośno, będzie tłoczno, dzieci będą biegać im po głowach, a oni rozparci na wygodnych poduchach będą jedli z wielkich wspólnych mis ustawionych na dywanach. Wuj jak zwykle zacznie wszystko doprawiać papryką i pieprzem, inni będą protestować, że tego się nie da potem jeść. Młodzi będą proponować, żeby w związku z tym wprowadzić innowację w postaci osobnych talerzy dla każdego, seniorzy rodu będą protestować, że to niezgodne z tradycją. Dzieci będą mówić po angielsku, dziadkowie będą się oburzać, że wnuki prawie nie znają arabskiego. Na koniec przynajmniej można będzie w męskim gronie w spokoju wypalić sziszę, no i do samolotu. Czas wypocząć we Francji.

skyline-de-doha-qatar-doha-sam-creative-commons
Doha Sam Creative Commons, https://viagemeturismo.abril.com.br/paises/qatar/

🕌Marek chce do domu🕌

W czasie, gdy Ali rozmyśla o rodzinnym spotkaniu próbując rozerwać pasek, którym maszyna spięła mu sandały (a jednak są wady tego nowoczesnego rozwiązania), Marek – inżynier z Polski wyłącza audycję Elliasa o poranku i parkuje samochód.

Zanim zrobi się nieznośnie gorąco zamierza trochę pobiegać po Corniche, nadmorskiej promenadzie Dohy. Mieszka tu od 5 lat i ma już dosyć tego kraju, ale gdzie zarobi tyle co tu i to bez podatku. A w Polsce ma kredyty do pospłacania. Jeszcze rok, mówi sobie. Do końca tego projektu. I tak co roku. Ceną jest rozłąka z rodziną, która została w Polsce.

Nie może jednak narzekać. W umowie ma zapisane regularne loty do domu, a ponieważ jest zatrudniony w państwowej spółce przysługuje mu 42 dni urlopu plus wolne w święta, które dla sektora rządowego potrafią się przeciągnąć do tygodnia albo dłużej.

Firma wynajmuje mu wygodny apartament na sztucznej wyspie z widokiem na turkusowe wody Zatoki Perskiej i basenem do dyspozycji. Byłaby też gotowa opłacić międzynarodowe szkoły dla jego dzieci, ale Marek woli te pieniądze do ręki, żeby szybciej spłacić zobowiązania. Wkłada słuchawki do uszu i myślami przenosi się do Polski. Już za rok, a nawet za niecały rok.Na wiosnę. Tak, na wiosnę wróci do swojego domu pod Krakowem, gdzie wprawdzie zamiast turkusowego morza widać błoto z drogi sąsiada, ale za to latem kwitną kwiaty nie zasilane systemem rurek nawadniających.

Dobra, na dziś wystarczy. Marek ociera pot z czoła, rzuca ostatnie spojrzenie na panoramę West Bay – dzielnicy wieżowców wznoszących się nad brzegiem morza i z ulgą wsiada do klimatyzowanego samochodu.

🕌Shamim kupuje ryż🕌

Jest wczesne przedpołudnie. Na zewnątrz już nie da się wytrzymać. Marek dawno skończył jogging i resztę poranka spędza nad chłodzonym basenem. Tymczasem pracujący na zarządzanej przez niego budowie stadionu Shamim kończy nocną zmianę.

Dziś piątek. I tak miałby wolne, ale odkąd temperatury w ciągu dnia zaczęły przekraczać 50 stopni w cieniu, na budowach w Katarze zawisły czarne flagi. Znak zakazu pracy. Budowy stoją w ciągu dnia, ruszają dopiero po zachodzie słońca i pracują do rana. Trzeba się spieszyć, przed Mundialem jeszcze dużo do zrobienia.

Shamim z innymi robotnikami z Bangladeszu wsiadają do autobusu i jadą do marketu na zakupy. Kupią tam ryż, ziemniaki, cebulę, kapustę. Najtańsze produkty, z których przyrządzą sobie potem posiłek, gdy już dotrą z powrotem do robotniczego osiedla pod Dohą, gdzie są zakwaterowani.

Shamim tego nie wie, ale jego los jest lepszy od wielu tych, którzy byli tu przed nim. Nacisk międzynarodowych organizacji praw człowieka przed Mundialem 2022, ale też sukcesywne zmiany w katarskim prawie, doprowadziły do polepszenia warunków pracy i życia robotników, którzy przybywają tu głównie z biednych krajów Azji.

Shamim nie wie o zmianach w Katarze i o wielu innych rzeczach, ponieważ nie umie czytać ani pisać. Pochodzi z tak ubogiej okolicy, że przed wyjazdem z rodzinnej wioski nie widział spłuczki do toalety ani kontaktu w ścianie. Teraz instaluje je na budowie. Wiele czasu zajęło majstrom wytłumaczenie Shamimowi i jego kolegom jak to robić. Jeszcze więcej, jak poruszać się po swoim miejscu pracy tak, żeby się nie zabić albo nie zranić. Uznali, że najskuteczniejsze są do tego celu tablice, gdzie wszystko jest narysowane albo przedstawienia które można by określić marnym, niemym teatrem. Pokazują. Nie zabezpieczysz dziury, idzie człowiek, wpada w dziurę, zabija się. Zabezpieczysz dziurę, idzie człowiek, nie wpada, żyje. Taki kurs BHP.

Doha_desertsafari

🕌 Fahad jedzie na pustynię 🕌

Gdy Shamim w końcu dociera do swojego osiedla w meczetach w całym kraju zaczyna się najważniejsze w tygodniu piątkowe południowe nabożeństwo. Każdy muzułmanin powinien w nim uczestniczyć. Fahad podchodzi do tego obowiązku bardzo poważnie. Pod meczet podjeżdża terenowym samochodem. Zaraz po modlitwie ma klientów, których zabierze nim na rajd po pustyni.

Fahad jest Pakistańczykiem, ale urodzonym już w Katarze. Jego rodzice przeprowadzili się tu prawie trzydzieści lat temu, traktują ten kraj jako własny, ale ani oni ani ich dzieci nie mają szans na uzyskanie katarskiego obywatelstwa. Nawet mieszkając tu całe życie będą wciąż w grupie 90 procent obcokrajowców. Katarczyków jest tu tylko 10-12 procent i bardzo ograniczają możliwość uzyskania obywatelstwa ludziom innych narodowości. Zresztą nic dziwnego, bo łączy się to z wieloma przywilejami, na przykład opłaceniem przez państwo opieki zdrowotnej w najlepszych klinikach za granicą czy studiów na zagranicznych uniwersytetach.

Fahad jest zatrudniony w armii. Ma nadzieję, że może kiedyś swoją wyróżniającą się postawą zasłuży na status obywatela. Szczególnie, że Katar stawia teraz na armię. Czasy są niespokojne. Sąsiednie kraje – Arabia Saudyjska, Emiraty Arabskie, Bahrajn i Egipt zamknęły już ponad dwa lata temu granice i zerwały stosunki gospodarcze z Katarem. Kraj rozpoczął wtedy wielką kampanię pozyskiwania poparcia za granicą. Ciągle zabiega o przychylność Stanów Zjednoczonych, które mają pod Dohą największą bazę lotniczą na Bliskim Wschodzie. Dąży też do wzmocnienia własnej armii opartej w głównej mierze na obywatelach innych państw arabskich.

To napawa nadzieją, ale i ogranicza. Fahad obawia się, że w związku z częstszymi ćwiczeniami będzie musiał zakończyć swoją dodatkową aktywność, na której nieźle zarabia. Już jako nastolatek szalał po pustyni terenowym samochodem jak wszyscy tutaj. Teraz w czasie wolnym od pracy, jako doświadczony kierowca, zabiera turystów na rajdy po pustynnych wydmach.

Włącza anglojęzyczne radio już bez Elliasa, który zakończył swój dyżur. Wolałby arabską stację, ale turyści z Zachodu, nie wiedzieć czemu, alergicznie reagują na arabską muzykę. Słucha więc amerykańskich przebojów, których nie lubi. Na szczęście są przynajmniej okrojone z przekleństw, które w katarskich stacjach radiowych są wypikiwane. „I’m a piiiii starboy”, „I’m a piiiii starboy” śpiewa artysta Weekend, a Fahad skacze z jednej wydmy na drugą. Potem jeszcze zachód słońca nad klifami Inland Sea i powrót do domu na zasłużoną sziszę.

🕌 John nie ma dosyć 🕌

Johna nikt nie wypikowuje, więc przeklina pod nosem wychodząc z luksusowej hotelowej restauracji około godziny 15. Utrzymanie pionu sprawia mu niejakie problemy, ale John jeszcze próbuje chwiejnym krokiem zawrócić, żeby dopić ostatniego drinka. Nic z tego. Drzwi od restauracji nieuchronnie zamykają się grzebiąc jego nadzieje.

John spędził tu ostatnie 3 godziny z przyjaciółmi na tak popularnym wśród zamożnych ekspatów brunchu. W weekendy wszystkie właściwie hotele w Dosze oferują tego rodzaju spędzanie czasu. W miłej atmosferze, w restauracji nad morzem, przy szwedzkim stole z opcją nielimitowanych drinków za dodatkową opłatą. Szczególnie atrakcyjna oferta w lecie w dzień wolny od pracy, gdy i tak nie ma czego szukać na dworze.

John z kolegami są niepocieszeni, że brunch z whisky dobiegł końca. W Katarze, jako kraju konserwatywnie muzułmańskim, alkohol jest w zasadzie zakazany. Można go kupić tylko w hotelowych restauracjach i to poza okresem Ramadanu. W całym kraju jest jeden sklep, godzinę drogi od Dohy, który sprzedaje alkohol. Mogą się w nim zaopatrywać wyłącznie niemuzułmanie, po podpisaniu oświadczenia, że zakupionego alkoholu nie będą odsprzedawać ani nikomu dawać oraz że pić będą w samotności w zamkniętym pomieszczeniu. Zezwolenie wydawane jest na określony czas, a ilość dozwolonego do zakupienia alkoholu uzależniona od dochodów zainteresowanego (im wyższe dochody tym większy limit).

John ma jeszcze zapasy u siebie w domu, ale wolałby ich nie ruszać, bo ostatnio cena i tak horrendalnie drogiego w Katarze alkoholu skoczyła dwukrotnie. Państwo nałożyło dodatkową 100% opłatę na każdy sprzedawany litr. Od kiedy puszka najtańszego piwa kosztuje w sklepie w Katarze tyle co butelka dobrego szampana we Francji,

John zaczął myśleć o powrocie do rodzinnej Irlandii. Ale tak teoretycznie, bo dla jego rodziny Doha to raj. Bezpieczny kraj, plaże, słońce, dzieci chodzą do dobrych brytyjskich szkół, dochody z pensji Johna, specjalisty od wydobycia gazu, pozwalają rodzinie na wyprawy w najdalsze zakątki świata. Właśnie niedługo wybierają się na wakacje. Póki co, jego żona z synami polecieli do Irlandii. W lecie z kraju wywożona jest większość dzieci. Kto może zabiera je na te najgorętsze miesiące w chłodniejsze rejony świata.

Obsługa ściąga dla Johna taksówkę. Wtaczając się do niej woła jeszcze do przyjaciół: „Chłopaki, zdrzemnę się trochę i wieczorem widzimy się w Hiltonie”.

🕌 Maria widzi świetlaną przyszłość 🕌

Słońce zachodzi w Katarze przez cały rok właściwie o tej samej porze, w okolicach godziny 18. Maria czeka na ten moment z utęsknieniem. Sprząta właśnie taras w mieszkaniu bogatej rodziny z Tunezji i rozgrzane kafelki parzą ją w stopy. Jest szczęśliwa, że w ogóle ma tę pracę, ale chciałaby żeby słońce już zaszło i dało jej trochę odpocząć.

Maria przyjechała na kontrakt do Kataru dwa lata temu z Filipin. Tak naprawdę nie nazywa się Maria, ale prawdziwe filipińskie imiona są tak trudne do wypowiedzenia dla cudzoziemców, że właściwie wszyscy Filipińczycy przeprowadzający się do Kataru je zmieniają. Maria jeszcze jako nie-Maria została zrekrutowana do pracy w swojej filipińskiej wiosce przez firmę, które oferowała jej kontrakt na sprzątanie 6 dni w tygodniu za 1900 Riali (odpowiednik mniej więcej 1900 złotych) plus zakwaterowanie w 4-osobowym pokoju. Dla Marii była to szansa na utrzymanie w kraju dwójki dzieci i wykształcenie ich. Już na miejscu firma zatrudniająca Marię przedstawiła jej do podpisania kontrakt na kwotę znacznie niższą od 1900 Riali.

Maria długo płakała. Potem podpisała. Zamieszkała w 8- osobowym pokoju na piętrowym łóżku. Przed każdą wizytą inspekcji pracy piętrowe łóżka wynosi się i zamienia na cztery jednoosobowe. Do pracy wstaje o 4 rano, bo jest kolejka do jednej łazienki, a potem jeszcze dużo czasu schodzi na rozwożenie pracownic po ich miejscach pracy rozrzuconych w całym mieście. Szczęściem rodziny, dla których pracuje doceniają ją, dają różne rzeczy, które może sprzedać albo wysłać na Filipiny. Płacą czasem coś ekstra. Maria w tajemnicy przed agencją i donoszącymi na siebie nawzajem koleżankami podjęła też dodatkową pracę w swój jedyny wolny dzień w tygodniu. W piątki sprząta u tunezyjskiej rodziny. To bogaci ludzie z wielkim apartamentem. Sam taras ma 100 metrów. Robota ciężka, ale miesięcznie prawie druga pensja. Dużo pieniędzy do wysłania do domu.

Maria niedawno wróciła z wizyty u rodziny na Filipinach. Zgodnie z katarskim prawem każdy pracodawca ma obowiązek opłacić swojemu pracownikowi z zagranicy raz na dwa lata przelot do kraju pochodzenia i z powrotem. Maria dzięki temu spędziła 5 tygodni ze swoimi dziećmi. Widziała jakie zrobiły postępy w nauce. Jest z nich taka dumna. Przez następne dwa lata będzie kontaktować się z nimi przez WhatsApp. Transmisja danych w jej telefonie, to jedyne, na czym nie oszczędza. Trochę się boi, żeby jej dorastającej córki nikt nie zgwałcił. Gwałty są problemem Filipin.

Teraz jednak Maria uważa, że w jej ojczyźnie wszystko idzie ku lepszemu, bo Filipiny mają wreszcie dobrego prezydenta. Niektórzy mówią, że zleca zabijanie ludzi na ulicy bez sądu, ale ci ludzie na pewno na to zasłużyli, uważa Maria. Inni mówią, że ich ukochany prezydent ukrywa ogromny nielegalny majątek, ale to zawistnicy chcący zatrzymać marsz Filipin ku świetlanej przyszłości. Maria bardzo w to wierzy. Sama jednak woli na razie myć toalety w Katarze, bo wie że u siebie pracy nie znajdzie. No i marzy, żeby jej dzieci wykształciły się i wyjechały z kraju. Najlepiej do Europy, Europa to bowiem raj.

🕌 Isza 🕌

Głosy muezinów wzywających do wieczornej modlitwy słychać w każdym zakątku kraju, bo meczety albo chociażby pokoje czy namioty modlitw są tu wszędzie, nawet w podziemnych parkingach w centrach handlowych czy na plażach.

Słyszy je Ali jadący swoim Bentleyem na lotnisko. Słyszy je żona Marka, gdy rozmawia z mężem na Skypie. Shamim już się przyzwyczaił i nie zwraca uwagi. Fahad rozkłada swój dywanik do modlitwy na ziemi i zwraca głowę w stronę Mekki. Budzą Johna, który stwierdza że najwyższy czas wyskoczyć na wieczornego drinka. Nie słyszy ich tylko Maria, bo zmęczona po pracy przysnęła w autobusie.

Zapalają się tysiące iluminacji na wieżowcach biznesowej dzielnicy Dohy. Włączają się zraszacze terenów zielonych. Wielkie rury pompują lodowatą wodę w tę i z powrotem chłodząc rozpalone miasto. Kawałek lądu wyrwany pustyni i utrzymywany wielkim wysiłkiem. Za miastem pustynia. Wielka, cicha. Teraz trochę stygnie i odpoczywa.

Leave a Reply

Powered by WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d